Pytam się - czy ówczesna kampania różniła się czymkolwiek od kilkudziesięciu innych które miały miejsce w mieście lub patrząc szerzej - w skali kraju ?
Owszem, różniła się. Pierwszy raz w bytomskiej polityce zaczęto rozpowszechniać fake newsy, choć wówczas jeszcze nie istniało na to odpowiednie określenie. Nikt z Was nie pamięta anonimowych gazetek, które w ogromnym nakładzie trafiały do wszystkich skrzynek w Bytomiu? Ich zawartość w sporej części była po prostu wyssana z palca. Kojowi np. zarzucano, że na Karbiu doszło do katastrofy budowlanej, która - jak powszechnie wiadomo - była przyczyną eksploatacji na zawał przez kopalnię. Zabawne było to, że w tej samej gazetce szef związków zawodowych KWK Bobrek-Centrum odwracał kota ogonem i przekonywał, że mieszkańców trzeba było ewakuować z powodu braku remontów, a nie dlatego, że teren pod blokami osiadał... Tak - gdyby na elewacji był styropian, to na pewno budynki by nie pękały...
Powtórkę z tamtej kampanii mieliśmy w 2018 roku, gdy Bartyla naparzał się z Pankiem. Znowu kolportowano anonimy do skrzynek, wyciągano różne brudy, a w dodatku wykorzystano wszelkie dobrodziejstwa social mediów, by prać brudy na jeszcze większą skalę. Przeanalizujcie sobie ostatnią kampanię - gdyby nie tych dwóch, to byłaby w miarę spokojna i merytoryczna, ale środowisko DB nie potrafi prowadzić dyskusji na argumenty - według nich wszystkie chwyty są dozwolone. Przypomnę tylko historię z rzekomym dziennikarzem "Le Monde", czy gonitwy zbirów po mieście, którzy napadali na roznosicieli gadzinówek.
Hasło "Stop partiom w samorządach" już wielokrotnie zostało wytknięte Wołoszowi, ale nie przypominam sobie, by wtedy dochodziło to takich sytuacji, jakie miały miejsce w późniejszych latach. Zabawne jest to, że sympatycy Bartyli wiecznie czepiają się tego postulatu, ale kompletnie nie przeszkadza im to, że ich ulubieniec stosował takie metody, jak np. rozebranie trybuny, żeby ściemnić kibicom, że już buduje im nowy stadion. W obu przypadkach mamy do czynienia z populizmem, ale z hasła Wołosza można się dziś tylko śmiać, natomiast po kolejnych dewastacjach stadionu chce się płakać.
Swoja drogą dowiedziałbym się chętnie jakie są losy wołoszowych doniesień do prokuratury. Złożył ich chyba cały karton i niedługo minie od tego czasu 2,5 roku. Gdzie akty oskarżenia, wyroki, skazani?
Jeden z prezesów BPK został skazany, kolejnym dwóm postawiono zarzuty i toczy się postępowanie w ich sprawie. Ponadto organy ścigania interesują się też poszczególnym prezesom Polonii Bytom. Niestety prokuratura pod rządami Ziobry działa sprawnie, tylko wtedy, gdy chodzi o politycznych rywali PiS-u, a sądy tak gorliwie bronione przez KO, również nie wykazują się zbytnią aktywnością. Znając życie co się da, to zostanie umorzone, co nie, to się przedawni i jeśli się zdarzy jakieś przeoczenie, to wreszcie kogoś pociągną do odpowiedzialności. Podkreślę, że sprawa Damiana B. o głupie 1500 zł ciągnęła się cztery lata od pierwszego zatrzymania do rozpoczęcia procesu, a sam proces trwał 5 lat.
A fakty temu przeczą bo bezpośrednią przyczyną odwołania P. Koja była decyzja o likwidacji Technikum Elektronicznego na placu Klasztornym.
No i właśnie na tym polega populizm. Mieszkańcom wciśnięto kit, że chodzi o technikum, które już w tamtym czasie podupadało, a tak naprawdę chodziło o coś zupełnie innego. Zresztą po takich wałach, do jakich dochodziło w późniejszych latach, to Bartyla powinien stracić władzę ze 5 razy.
Koj w 2011 roku zadarł z kopalnią. Pierwszy raz włodarz tego miasta zaczął głośno mówić o szkodach, jakie wyrządza tu górnictwo. Doszło nawet do tego, że negatywnie zaopiniował plan ruchu kopalni, co formalnie nie miało zbyt wielkiego znaczenia, ale tworzyło niebezpieczny precedens. W dodatku Koj domagał się większego wpływu samorządów na wydawane koncesje na wydobycie. Co by było, gdyby rząd się ugiął, a kolejne miasta zaczęły ograniczać działalność zakładów górniczych na swoim terenie?
Znaleziono więc pretekst, by podburzyć społeczeństwo. Elektronik był świetny, bo mury tej szkoły opuściło wiele pokoleń bytomian, w tym wielu dzisiejszych oficjeli, więc można było wykorzystać sentymenty. Z tego względu w akcję zaangażowali się nie tylko uczniowie i ich rodzice, ale też wielu absolwentów, wśród których znalazły się również osoby o dużych wpływach i pieniądzach.
Ostatecznie sztuczka się udała, a Koj jeszcze w niej pomógł organizując akcję "Nie idę na referendum". Po upadku rządów Platformy Obywatelskiej w Bytomiu już nikt z władz nie przebąkiwał o pociąganiu kopalni do odpowiedzialności, a rzecznikiem miasta został krewny szefa związków w KWK Bobrek-Centrum. Bytom natomiast miałby solidne powody, by kontynuować wojnę z górnictwem, bo kopalnia zniszczyła świeżo wybudowaną obwodnicę i uszkodziła dziesiątki budynków w Miechowicach, z czego wiele trzeba było rozebrać, natomiast druga, prywatna kopalnia, doprowadziła do szkód na nowowybudowanej autostradzie A1 i w strefie ekonomicznej, na uzbrojenie której miasto wydało 20 baniek. Co gorsza przymierzano się do wydobycia pod Śródmieściem, ale na szczęście rząd podjął decyzję, by zlikwidować ruch Centrum, co prawdopodobnie uchroniło nasze miasto przed zupełnym upadkiem.
Znamienne były słowa jednego z radnych BIS, który (chyba jeszcze w poprzedniej kadencji) dziękował kopalni za wypłacanie odszkodowań. Tak, jeden z przedstawicieli władz publicznie płaszczył się przed zakładem za to, że ŁASKAWIE płaci za naprawę szkód, które sam wyrządził. Oczywiście, nie padły z jego ust żadne pytania o to, czy wypłacane środki są współmierne do tego, co rzeczywiście zostało zniszczone i ile z tych ludzi, którzy stracili swoje domy dalej mieszka w Bytomiu. Zdaniem tego radnego powinniśmy być wdzięczni kopalni za to, że robi coś, co jest jej obowiązkiem.
Każdy, kto dobrze zna bytomską politykę wie, że kampania w 2012 roku była szczególna. Zapewne nigdy nie poznamy wszystkich szczegółów jej kulisów, ale naiwnym jest wierzenie, że powodem przeprowadzenia referendum była likwidacja Elektronika. Na tę akcję przeznaczono zbyt duże środki, aby społeczność jakiejkolwiek szkoły była w stanie je zorganizować. Nawet referendum w 2017 roku nie miało takiej skali, a wtedy niemalże wszystkie ugrupowania polityczne położyły ręce na pokład.