Kiedyś BPK organizowało osławione kursy jazdy na lodzie żeby finansowo wspierać "swoich", dzisiaj to ekobzdury stały się nowym środkiem na dorabianie się z publicznych środków.
"W Bytomiu wyznaczono już konkretne tereny, na których mogłyby powstać proekologiczne instalacje. Są to m.in. tereny zrekultywowanego składowiska odpadów komunalnych przy ul. Kamieńskiej - Brzezińskiej czy ul. Strzelców Bytomskich - Magdaleny 1.
Łącznie to 64 ha, na których jesteśmy w stanie wyprodukować łącznie 43 megawaty. Biorąc pod uwagę, że zapotrzebowanie energetyczne naszego miasta plasuje się na poziomie 25 megawatów, wyprodukowaną nadwyżkę możemy magazynować i sprzedawać - mówi zastępca prezydenta Michał Bieda."
Bytom planuje przeznaczyć 64 ha powierzchni na farmy fotowoltaiczne. Taka powierzchnia pozwala na zamontowanie około 250 tys. paneli solarnych. Przy opadach deszczu (często bardzo intensywnych) instalacje te staną się ogromnym dachem, z którego wody opadowe będą spływać podtapiając okolicę. Dodatkowo kilka tysięcy inwerterów przetwarzających prąd stały na zmienny generować będzie sporo hałasu. Jeśli okolica jest zamieszkana to mieszkańcy już teraz powinni myśleć o przeprowadzce w inne miejsce.
Pozostaje jeszcze kwestia tego, gdzie wiceprezydent Bieda chce magazynować nadwyżki energii, bo chyba nie w kopalni. Kto zapłaci za budowę drogich magazynów energii, jaka będzie ich wydajność i kto tym biznesem będzie zarządzać i za czyje pieniądze. Jeśli nawet część z tych ekoplanów bytomskiej władzy zostanie zrealizowana to skutkiem i tak będą rosnące rachunki za prąd i wyższe koszty życia mieszkańców Bytomia.
O marnym usłonecznieniu okolic Bytomia to nawet lepiej nie wspominać.