To mimo wszystko pozytywna wiadomość. Otóż oznacza ona, że władze miasta już przed podjęciem wysiłków zmierzających do jego rewitalizacji wywiesiły białą chorągiewkę i poddają się bez walki. Chwała im za to! Wreszcie mówią szczerze: „ludzie, nie wierzcie nam, że my coś zmienimy”.
To też dowód na to, jak skuteczne są wszelkie jednostki miejskie odpowiedzialne za pozyskiwanie inwestorów, lokowanie kapitału i podnoszenie atrakcyjności miasta. Te wszystkie bara-bara i wydziały strategii. Brawo! Przyznajcie sobie premie, najlepiej w wysokości rocznego utrzymania elektrowni.
Niestety, wszyscy włodarze naszego miasta od ćwierćwiecza kierują się jedną zasadą: byle do jutra, byle na stołku. I tak znikają z naszego krajobrazu całe dzielnice, wielkie zakłady, piękne zabytki. Wszystko rdzewieje, trzęsie się i rozpada. Na koniec zostanie tylko budynek urzędu miejskiego, otoczony prezydenckimi windami do nieba, żeby nie widział tego syfu na dole.
Zastanawiam się, jak można być tak tępym, aby nie dostrzegać potencjału elektrowni i nie mieć żadnych na to miejsce pomysłów. Być może wymaga to zbyt dużego wysiłku umysłowego, więc lepiej zarządzać urojeniami o stadionie za 60 mln, centrum przesiadkowym za 90 mln i wypucowaniu 100 punktów adresowych za 150 mln. Na koniec trochę liczb: kwota, jaką UM zamierza przeznaczyć na dokumentację wykonawczą tego monstrum, jakim jest centrum przesiadkowe, wynosi ponad 3,5 mln złotych. To 3,5-letni koszt utrzymania obiektu.