Temat o polskich serialach rozwinął się dosyć sporo. Po uściśleniu go postanowiłem założyć temat o serialach obcojęzycznych. Na początek moja grupa

gdzie żaden nie jest na czołówce gdyż każdy podoba/ł mi się "po równo". Większość z nich albo nie jest dostępna w bezpłatnej TV, albo nie ma ich w ogóle

. Część z nich stanowią seriale kanadyjskie, w których się wręcz zakochałem. Tam kręcą na prawdę dobre seriale

. Posty będę umieszczał jeden pod drugim. Nie będę ich łączył w jedno, aby wyodrębnić poszczególne tytuły.
Dead Like Me:
www.deadlikeme.tv/
prod. Kanada/USA, gat. komedia - sci-fi
Części demontowanej stacji orbitalnej MIR spadają na Ziemię. Wszystko oczywiście idzie zgodnie z planem, części stacji spadają tam gdzie obliczono - do wody. Niestety przy obliczeniach pewnie się pomylono, gdyż z kosmicznej stacji jedna część nie leci właściwą trajektorią. Jest to kosmiczna muszla klozetowa z sedesem

. Owa muszla zdążyła wypalić się w atmosferze. Gorzej z sedesem. Ten spada na Ziemię zabijając przy okazji główną bohaterkę Georgię Lass, która wyszła na przerwę w pierwszym dniu pracy. Od tej pory staje się ponurym żniwiarzem - śmiercią. Okazuje się, że nie jest sama. Współpracuje i z innymi żniwiarzami, którymi są: impulsywna pani od wlepiania mandatów za złe parkowanie, aktorka, która szczyci się ilu aktorom zrobiła w życiu loda, mafiozo oraz narkoman, alkoholik i brytyjczyk w jednym (gienialny akcent

). Niestety bycie żniwiarzem nie jest takie wesołe

, żniwiarz musi coś jeść, musi znaleźć pracę i mieszkanie.
Na stronie filmweb.pl napisano:
Opowieść o śmierci, czyli najlepszy obraz życia.
Kiedy usłyszałem o „Dead Like Me” zaintrygowała mnie oś akcji serialu: główna bohaterka ginie od uderzenia deski klozetowej ze stacji kosmicznej MIR i staje się Ponurym Żniwiarzem, zbierającym dusze mających umrzeć ludzi. Podejście do tematu śmierci z uśmiechem sprawiło na mnie wrażenie, że czeka mnie projekcja w stylu powieści Terry’ego Pratchett’a, co było zachęcające. Tego jednak zdecydowanie nie ujrzałem.
Na początku było to dla mnie sporym rozczarowaniem. Spodziewałem się dużej dozy humoru, widocznych wątków każdego odcinka, być może powiązanych w tworzącą całość ciekawą historię z motywem przewodnim. Nic z tego. Po pierwszym rozczarowaniu przyszło jednak... drugie. Część opowiadanej historii sugerowała, że główna bohaterka Georgia będzie kolejnym superbohaterem, wykorzystującym swe moce do ratowania świata - w tym przypadku tej wkrótce mającej umrzeć części społeczeństwa. Walka z przeznaczeniem wydała mi się interesującym zagadnieniem, dałem więc serialowi „drugą szansę”, a kiedy i tu się zawiodłem, miałem już go na dobre odłożyć. Jedyną rzeczą, którą uznałem godną uwagi był dosyć ciekawy sposób realizacji niektórych ujęć – mimo jakby braku akcji, opowieść toczy się w miarę dynamicznie. Trochę jednak wciąż zainteresowany obejrzałem jeszcze trochę serialu i wreszcie po pochłonięciu kilku kolejnych odcinków zrozumiałem, czemu to, co wydawało mi się nudne i nieinteresujące, jest tak niesamowite i wyjątkowe.
„Dead Like Me” to opowieść z gatunku fantastyki, która w konwencji czarnego humoru ukazuje to, co jest rzeczywiste – życie. To prawda, główna bohaterka nie żyje. Jak więc można pokazać życie, kiedy opowiada się o martwej osobie? Pomijając poglądy na to jak wygląda „życie po życiu” i idące za tym konotacje religijne twórcy przedstawili bardzo realistyczny i wyraźny obraz życia i relacji międzyludzkich, pokazując świat filmowych „nieumarłych” wraz ze światem żywych. W serialu wszystko się przeplata: rodzina głównej bohaterki borykająca się z własnymi problemami, także po utracie bliskiej osoby i jednocześnie nie mogąca się pogodzić z własną śmiercią Georgia, która stopniowo odkrywa, że jej życie tak naprawdę dopiero się zaczyna.
Fabuła serialu skupia się głównie na samej bohaterce (będącej zarazem narratorem), a także na wspomnianej już jej rodzinie oraz „nieumarłych” przyjaciołach Georgii. Absurd i rzeczywistość przeplatają się i zderzają niczym niektóre – delikatnie mówiąc – „pospolite” odpowiedzi jednych bohaterów na „życiowe” problemy drugich.
„Dead Like Me” pod powierzchownym wrażeniem braku akcji jest ciekawym podejściem do tematu życia i śmierci – jest zarówno czarną komedią, jak i dramatem w konwencji fantasy (bądź jak kto woli science-fiction). Wyobraźnia, dramat i humor w nietypowym wydaniu, do którego trzeba podejść z cierpliwością, aby odnaleźć sens tam, gdzie zaczyna się fikcja.
Serial składa się z dwóch serii. Nie brakuje w nim humoru, a zwłaszcze tego mojego ulubionego - czarnego humoru. Do tego trochę powagi, trochę scen "łzoprowokujących", ale nie takich ckliwych jak w romansidłach, po prostu z życia wziętych. I oczywiście aktorzy, którzy są świetni. Zwłaszcza główna bohaterka i mój ulubiony Brytyjczyk i jego walka z nałogami:
- He is British.
- Oh, I see...
Serial wart uwagi.